Chciała, żeby się od niej uzależnił i żeby z przyjemnością myślał o
spotkaniach ze swoją asystentką. Pragnęła, by kiedyś zdał sobie sprawę z tego, że nie potrafi już bez niej żyć. Czasami, kiedy uśmiechał się do niej w specyficzny dla siebie sposób, kładł dłoń na jej ramieniu albo spoglądał ukradkiemna jej nogi czy biust, wydawało jej się, że wygrywa. Ale potem następowały okresy, kiedy zupełnie się z nią nie widywał lub traktował bezosobowo. Wówczas Juliannę opanowywała czarna rozpacz. W takie dni myślała tylko o tym, że są sobie przeznaczeni. Że Richard jest podarunkiem od losu. I zdwajała swoje wysiłki. – Julianno? W drzwiach jej malutkiego pokoiku stała niepewnie uśmiechnięta Sandy. – Tak? – spytała, marszcząc brwi. – Może... zjesz ze mną lunch? – Niestety. – Julianna potrząsnęła głową. – Jem dzisiaj lunch z panem Ryanem. – Z panem Ryanem? Z samym szefem? – Tak. – Westchnęła. – Mamy wiele spraw do omówienia. Sandy odchrząknęła niepewnie. – Więc kiedy mogłybyśmy się gdzieś razem wybrać? Może jutro? – Może – rzuciła niezobowiązująco Julianna. – To samo mówiłaś wczoraj – powiedziała Sandy, Robiąc minę skrzywdzonego dziecka. – I wcześniej też. Julianna zmrużyła oczy. – Co chcesz przez to powiedzieć? – Nie jadłyśmy razem lunchu, od kiedy zaczęłaś tu pracować. To już dwa tygodnie! – Byłam bardzo zajęta. Wiesz, praca... – Jasne, ale... To może kolacja? Albo wybierzmy się razem na kawę, tak jak dawniej. Prawie się nie widujemy! – Przykro mi, ale nie mogę. Julianna koniecznie musiała gdzieś zadzwonić, ale Sandy nie zamierzała się poddawać. – Widziałam cię wczoraj z Laurą i Bruce’em. Dla nich masz czas! Julianna machnęła ze zniecierpliwieniem ręką. Sandy robiła się coraz bardziej męcząca. Nie chciała, żeby ktokolwiek łączył ją z tą biurową myszką, a już na pewno nie Richard. Jednak nie zamierzała też robić sobie wrogów. – Boże, Sandy, mówisz tak, jakbyś była zazdrosna. Jakbym cię oszukała. Policzki dziewczyny nabiegły krwią. – Nie chcę cię oskarżać, ale kiedy załatwiałam ci tę pracę, to... – Zaraz, zaraz. Wcale nie załatwiłaś mi tej pracy. Sama ją sobie wywalczyłam, dlatego że jestem dobra. Nie możesz tak mówić! Sandy nieco sie cofnęła. – Przepraszam, ale czuję się tak, jakbyś mnie... wykorzystała i teraz odsuwała na bok. Julianna zamknęła notes i wyjęła z biurka torebkę. Założyła ją na ramię i raz jeszcze spojrzała w oczy koleżance. – Wydaje ci się. Jestem po prostu bardzo zajęta. A teraz... – spojrzała na zegarek – muszę już iść. Nie mogę pozwolić, żeby Richard czekał. Sandy patrzyła na nią przez chwilę, a potem nagle zrobiła taką minę, jakby wszystko zrozumiała. – Naprawdę mnie wykorzystałaś – rzekła drżącym głosem – bo zależało