- Trochę jestem zmęczona - odparła Lizzie i po raz
kolejny upomniała się w duchu, by z niczym się nie zdradzić. - Całe dwa dni wolnego - cieszyła się Susan. - Mamy basen z morską wodą i na pewno fantastyczne jedzenie. Pełny odlot! - Przynajmniej dopóki nie będę musiała gotować. Cały niepokój rozwiał się w chwili, gdy zza zamkniętych drzwi usłyszała rozradowane głosy dzieci. - Mamusia! - Sophie, prześliczna w bladoniebieskiej plażowej sukience i z bosymi nóżkami, zobaczyła ją pierwsza i od razu rzuciła się jej na szyję. - Hej, mamo. - Edward, który jak przystało na dwunastolatka, wolał bardziej powściągliwe powitanie, podszedł do niej z nowiutkim modelem Canona Sureshot dyndającym na szyi. Lizzie na moment przymknęła oczy, chłonąc żywe ciepło z ramion ich obojga, po czym rozejrzała się za Jackiem. Siedział przy drzwiach balkonowych, tyłem do widoku, z twarzą częściowo pogrążoną w cieniu, ale Lizzie od razu z wielką ulgą dostrzegła na niej „uśmiech numer jeden", ten, który rozjaśniał każdy milimetr skóry i oznaczał, że jej syn jest naprawdę uszczęśliwiony. Ostatnio bowiem coraz częściej pojawiał się ten inny uśmiech, „numer dwa", oznaka dyskomfortu czy nawet bólu, starannie skrywanego przed całym otoczeniem. - Cześć, mamo! Jak podróż? Lizzie dała Sophie jeszcze jednego całusa, zwichrzyła ciemną czuprynę Edwarda i przez pięknie urządzony salon ruszyła do wyraźnie zadowolonego Jacka, siedzącego na wózku w koszulce w paski i denimowych szortach. - Wspaniała - odrzekła, przytulając go mocno. - A wasza? - Całkiem niezła, tylko Sophie porzygała się w samolocie. - Tak? - Lizzie obejrzała się na córeczkę w momencie, gdy z sypialni wyszła Gilly z ręcznikiem na ramieniu. - Cześć, Gilly! Jak się miewasz? - Świetnie, dziękuję. - Uśmiechnęła się do Jacka. - Już ci naopowiadał? - Nienawidzę latania - burknęła Sophie. - Ale już lepiej się czujesz, prawda? - Lizzie po rozpromienionej buzi córeczki poznała, że pytanie było zbędne. - Cudowne te pokoje! - Gilly podeszła do Jacka i położyła mu rękę na ramieniu. - I co za widok! - Niesamowity - przyznał chłopiec. - No, widzę, że wszyscy zadowoleni? - odezwał się z tyłu głos Christophera. - Witaj, gwiazdo! Stał, wypełniając swą wysoką sylwetką framugę drzwi, ubrany w dżinsy i białego T-shirta, imponujący jak zawsze. Lizzie zapragnęła, jak często