- Niech tylko ktoś wykryje, że ci przekazuję te wiadomości,
to jestem udupiony - denerwował się przedstawiciel opieki społecznej na jednym z pierwszych spotkań. - Ode mnie na pewno nikt się nie dowie - zapewnił go Allbeury. Sprawa dotyczyła kobiety, nad którą mąż znęcał się psychicznie z wyjątkowym okrucieństwem. Sąsiedzi, nie mogąc znieść jej ustawicznych głośnych łkań, zawiadomili w końcu służby socjalne, jednak przy braku jakichkolwiek widocznych śladów w postaci siniaków czy krwi, a także wobec odmowy złożenia skargi przez ofiarę, pracownikowi nie pozostało nic innego, jak się wycofać. - Czuję, że opuściłem kogoś pogrążonego w najczarniejszej rozpaczy. - Nie ma szans, żeby odeszła od tego drania? - Zbyt głęboko w tym tkwi, żeby chociaż spróbować - odrzekł miody człowiek. - Facet przejął kontrolę dosłownie nad wszystkim. Nie pozwala jej samodzielnie wypisać czeku ani mieć karty płatniczej, decyduje, z kim może się spotykać, a z kim nie... - Jest groźba samobójstwa? - To wysoce prawdopodobne. Allbeury milczał przez chwilę. - Powiedz mi wszystko, co wiesz. Zwykle tak właśnie pracował: wyciągał z informatora wszystko, co ten miał do powiedzenia, potem własnymi metodami weryfikował sytuację kobiety, wreszcie, jeśli uznał, że może pomóc, kontaktował się z ofiarą przemocy za pośrednictwem osób trzecich. Pierwsze spotkanie odbywało się na ogół w miejscu publicznym, z dala od jej mieszkania. Niektóre kobiety w ostatniej chwili panikowały i wycofy-wały się, ale przeważnie udawało się je na tyle zaintrygować, że podejmowały przynajmniej ten pierwszy krok. Większość z nich przekonywała się szybko do Allbeury'ego, łagodnego interlokutora o zdolnościach dyplomatyce nych, część jednak odnosiła się do niego podejrzliwie, zwłaszcza po zapewnieniu, że nie muszą się martwić o pieniądze. - Nie mogę zapłacić panu w żaden inny sposób - mówiła niejedna. - Wcale tego nie oczekuję. Jedyną rzeczą, jaką im proponował, była droga wyjścia. Ucieczka. Koniec ich małżeństwa, jeśli się na to definitywnie decydowały. Koniec z zastraszaniem, bezbronnością, lękiem. - Ale dlaczego? - dopytywała się któraś nieufnie. - Skoro nie chce pan pieniędzy, a ja nie zaryzykuję podjęcia prawnych środków, to czemu chce mi pan pomagać?