...
Nie widział jej, nie czuł nawet jej delikatnego zapachu, po prostu wiedział, że ona jest. - O co ci chodzi? - zapytała. To nawet nie było pytanie. Wcześniej zarzucała mu, że zachowuje się władczo, ale ona wcale mu w tym nie ustępowała. Jeśli czegoś chciała, żądała tego. Po prostu. - Skończyliście? - odpowiedział pytaniem. - Tak, ale to nie twój interes. - Czuł, że chciała być ostra, ale nie do końca jej się udawało. Oczywiście nie powie jej tego. - Wracam do domu - oświadczyła, po czym odwróciła się i ruszyła do wyjścia. - To co, dzisiaj śpimy u ciebie? - zapytał, doganiając ją z łatwością. - Nie. - Spiorunowała go wzrokiem, ale w jej spojrzeniu nie było już poprzedniego gniewu. Stosunek Shey do Tannera nieco się zmienił, choć ona pewnie nigdy się do tego nie przyzna. Postanowił ją przetestować. - A zatem jedziemy do hotelu? Wiesz, uwielbiam, gdy kobiety same się do mnie wpraszają, kiedy wykazują inicjatywę. Mężczyzna ma wtedy poczucie, że jest upragniony. Nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego jeszcze ostrzej. Tanner zauważył jednak, że kąciki jej ust wyginają się leciutko w tłumionym uśmiechu. - Znamy się od niedawna, ale cieszę się, że jesteś taka otwarta, nie kryjesz swoich pragnień. Jeśli wolisz iść ze mną do hotelu, to czy mógłbym odmówić? Bierz mnie, jestem twój! - Z emfazą przycisnął ręce do serca. - Jesteś bardzo zabawny. Naprawdę szkoda, że masz już określoną misję do spełnienia. Z takim talentem spokojnie mógłbyś zostać komikiem. Zrobiłbyś światową karierę. - Może więc powinienem porzucić moje obowiązki, tak jak zrobiła to twoja przyjaciółka, i spróbować swoich sił na scenie? - zamyślił się Tanner. - Już to widzę. Tanner, Książę Komedii. Taki mógłbym mieć pseudonim artystyczny. - Jasne. - Wiesz, pomysł, by odpuścić sobie te wszystkie męczące i nudne zajęcia, zająć się tym, co naprawdę mnie interesuje, bardzo do mnie przemawia. Tanner nie mijał się z prawdą. Taka sytuacja rzeczywiście miałaby swe plusy. Wreszcie byłby oceniany nie za to, kim jest z racji urodzenia. Liczyłoby się tylko to, jaki naprawdę jest, czego sam dokonał. - Nie możesz tego zrobić i dobrze o tym wiesz - powiedziała Shey. - Dlaczego? - zapytał. - Parker to zrobiła. - Z Parker jest zupełnie inaczej. Nie porównuj jej sytuacji z twoją. Ona ma brata, który przejmie władzę, gdy zajdzie taka konieczność. Ty jesteś jedynakiem. Nikt cię nie zastąpi. - Mam kuzynów, którzy z wielką chęcią wskoczą na moje miejsce. Nie jestem niezastąpiony. Inni przejmą moje obowiązki, a ja zajmę się robieniem kariery komika. - Możesz sobie żartować, ale oboje wiemy, jak jest naprawdę.