czterdzieści pięć. Każda żałoba zbiera swoje żniwo,
ale dodatkowe dramatyczne okoliczności rujnują człowieka jeszcze bardziej, pod względem zarówno fizycznym, jak psychicznym. Od ich ostatniego spotkania w kasztanowych włosach Pam pojawiło się więcej siwych nitek, piwne jak u Lynne oczy były podkrążone, a usta zaciśnięte. - Znalazłam coś. Puls Helen Shipley gwałtownie przyśpieszył. - To było w torbie Lynne. - Pam Wakefield położyła na stole małą białą wizytówkę. - Można? - Oczywiście, po to przyniosłam. Shipley wstała i pochyliła się niżej nad karteczką, starając się jej nie dotykać. - Śmiało, to przecież nie jest żaden dowód - zachęcała ją Pam. Była to firmowa wizytówka niejakiego Michaela Nova-ka z Novak Investigations z adresem w New Smithfield we wschodniej części miasta. - Wie pani, kto to jest? - Nie mam pojęcia. Jak mówiłam: znalazłam to w jej torbie... właściwie nawet nie jej; pożyczyła ją ode mnie dawno temu. Shipley usiadła. - Spokojnie, pani Wakefield. Mamy czas. - Ale ja nie mam już nic do powiedzenia. To zwykła płócienna torba na zakupy, parę miesięcy temu - nie pamiętam dobrze kiedy - pożyczyłam ją na krótko Lynne. Potem używałam tej torby sama, ale aż do ubiegłej nocy nie opróżniłam jej do końca. Wizytówka leżała na samym dnie, zaklinowana w rogu, przy szwie. Dzwoniłam nawet do tego Novak Investigations, to jest, jak nazwa wskazuje, agencja detektywistyczna. Odebrała jakaś kobieta i zaczęła mnie wypytywać, skąd się o nich dowiedziałam, czego chcę i tak dalej, więc odłożyłam słuchawkę. Nie powinnam chyba tego robić. - Nie rozumiem dlaczego, skoro nie miała pam ochoty na rozmowę. - Sama nie lubię, jak ktoś rzuca słuchawką, jak się źle połączy. Ja zwykle przepraszam za pomyłkę, zanim się rozłączę. - Czy ma pani pojęcie, po co Lynne mogła dzwonić do takiej agencji? - Nie, z wyjątkiem tego, co samo się narzuca. - To znaczy? - Może chciała sprawdzić Johna. - Ale sama pani mówiła, że siostra nie podejrzewała go o takie rzeczy. W każdym razie nic mi o tym me wiadomo. Cóż, o tym, że ją bije, też nigdy wyraźnie nie mówiła. Zresztą nie musiała, i tak swoje wiedziałam. - No tak - zgodziła się Shipley.