przybędzie Władca. Kiedy przyszedł pierwszy z gości, nie traciła cennych
chwil na udawanie, że go uwodzi, tylko zaatakowała z miejsca. Podobnie jak Henri, rozsypał się w proch. Następny tak samo. I następny. Zjawiła się chichocząca para. Owce. Z gniewem odesłała ich na dół, każąc czekać na swoją kolej. Potem warstwa pyłu na podłodze rosła. Wchodzili, już w korytarzu chełpiąc się, ile ofiar mają na swoim koncie, gdyż chcieli wywrzeć na niej wrażenie. Jessica dziwiła się ich głupocie, która płynęła z ogromnej pychy, gdyż sądzili, że tak silnym wampirom jak oni nic nie może grozić. Oczywiście nie wszyscy przyjdą i nie wszystkich zabije, wielu zostanie, lecz przynajmniej uda jej się nieco zwiększyć swoje szanse. Teraz pytanie, jak powstrzymać Władcę, który niedługo przybędzie i wydostać stąd niewinne ofiary. Wreszcie wyślizgnęła się na korytarz. Wiedziała, że obok komnaty, w której nastąpi uwiedzenie, jak zwykle przygotowano pokój do oglądania tej sceny. I rzeczywiście znalazła elegancki pokój z wielkim weneckim lustrem, kamerą do nagrywania, kanapą. Władca lubił uśmiercać wybraną piękność na oczach widowni, która patrzyła z zafascynowaniem, lubił RS 218 wzbudzać strach ofiary i podziw swoich widzów, gotowych potem wielbić go jeszcze bardziej. Tym razem Jessica zdążyła, gdyż miejsce przy toaletce było jeszcze puste, żadna dziewczyna w białej sukni nie czesała długich włosów. Gdzie on był? Czy już przybył? Nagle z dołu dobiegł przeraźliwy krzyk, a Jessica aż podskoczyła ze zdenerwowania. Czyżby znowu przeliczyła się w swoich kalkulacjach? Rzuciła się ku drzwiom, lecz nagle na jej ramię opadła czyjaś ręka, straszliwie silna ręka o palcach jak ze stali i rozległ się szept: - A teraz umrzesz. RS 219 ROZDZIAŁ CZTERNASTY David czuł się na tyle dobrze, że nie rozumiał, czemu lekarze chcą go dalej trzymać w szpitalu w charakterze chorego. Nie pojmował też, czemu pilnuje go policjant, w dodatku trochę dziwny. Powiesił coś w oknie, a chociaż David starał się nie myśleć, że nowoorleańska policja to banda świrów, nie było to łatwe, ponieważ tym czymś okazały się warkocze czosnku. Facet nazywał się Giovanni Santini i jak na wariata był całkiem miły. David wywnioskował z rozmowy z nim, że to pilnowanie ma coś wspólnego ze zniknięciem jednego ciała z kostnicy. Nie pamiętał dokładnie, co się tam wydarzyło, pamiętał tylko piękną nagą kobietę z fantastycznym biustem. - Wszystko w porządku? David drgnął, ponieważ Santini od jakiegoś czasu siedział cicho i wydawał się spać. - Tak. Chciałbym już wrócić do domu. - Niedługo, synu-pocieszył go Santini, dyskretnie dotykając dużego srebrnego krzyża, który nosił na szyi. Ku swemu zaskoczeniu David znalazł taki sam krzyż na własnej piersi, od razu kiedy odzyskał przytomność. - Gdybyś czegoś potrzebował, to mów - ciągnął policjant. - Potrzebuję wrócić do domu i wyspać się porządnie, bo tutaj co godzinę budzi mnie pielęgniarka, żeby zmierzyć mi temperaturę. Mam dosyć.